Warszawskie bunkry (część druga)
W poprzednim wpisie zasygnalizowałem temat poniemieckich bunkrów, które możemy oglądać w Warszawie. Mowa była o „Tobrukach”, czyli schronach bojowych, które zadebiutowały na froncie włoskim. Obiecałem, że w kolejnym pojawią się tzw. schrony wartownicze. Słowo się rzekło, zatem teraz i o nich kilka słów.
Schrony pełniące funkcje wartownicze zaczęły pojawiać się w stolicy wraz z instalowaniem się tutaj aparatu administracji niemieckiej w czasie okupacji. Ich zadaniem była ochrona ważnych obiektów, instytucji o szczególnym znaczeniu, miejsc strategicznych. Z każdym kolejnym rokiem obecności Niemców w mieście liczba schronów rosła. Działo się tak dlatego, że utrzymanie porządku w Warszawie nie było rzeczą prostą. Niemcy nie mieli tu lekkiego życia, tak jak na przykład w Paryżu. Co jakiś czas wraz z nasilaniem się aparatu terroru dawały o sobie znać organizacje podziemne. W ulicznych zamachach ginęły osoby odpowiedzialne za zbrodnie na Polakach, wysadzano w powietrze tory kolejowe, organizowano napady na banki i konwoje z pieniędzmi. Do legendy przeszły takie działania jak „Akcja pod Arsenałem”, czy udane zamachy na Igo Syma w jego mieszkaniu przy Mazowieckiej i generała Kutscherę w Alejach Ujazdowskich.
Dowodem na istnienie schronów wartowniczych są zdjęcia z okresu okupacji. Można na nich zobaczyć schrony przed wjazdem do dzielnicy niemieckiej na Szucha, czy przed bramą wejściową na teren Uniwersytetu Warszawskiego. Słynne jest też zdjęcie bunkra przed tzw. Nordwachą, wykonane po jej zdobyciu w czasie Powstania Warszawskiego na Woli. Był to bardzo ważny punkt oporu, a jego zdobycie to chyba największy sukces militarny powstania w tej dzielnicy. Sam budynek Nordwachy przetrwał wojnę, stoi na skrzyżowaniu Chłodnej i Żelaznej (działała w nim klubokawiarnia Chłodna 25). Nie można też zapominać o schronie przed koszarami na ul. Rakowieckiej.
Co jednak z bunkrami, które nadal możemy oglądać? Pierwszy z nich znajduje się przy ul. Leszczyńskiej vis a vis Centrum Nauki Kopernik. To solidna żelbetowa konstrukcja, która chroniła zabudowania elektrowni na Powiślu. Jej mocne ściany zabezpieczały nie tylko przed ewentualnym ostrzałem. W przypadku nalotu lotniczego wartownik mógł się w takim schronie ukryć i jednocześnie nadal pilnować obiektu. (Aktualizacja – schron jednak z dużym prawdopodobieństwem powstał w okresie powojennym. Był niezbędny ze względu na strategiczny charakter zakładu, zwłaszcza w czasach zimnej wojny. Starsi mieszkańcy okolicy nie pamiętają go z okresu okupacji. Ponadto bardzo podobny schron znajduje się na terenie Elektrowni Kozienice, a ten obiekt z całą pewnością powstał już po wojnie.)
Kolejny schron wartowniczy jest przy ul. Panieńskiej na Pradze. Na jego przykładzie widać, że eksplorując Warszawę, warto też czasem patrzeć pod nogi. Nie każdy przechodzień zauważa ten niepozorny obiekt „przyklejony” do muru szpitala praskiego. Nie jest tak solidny jak ten z terenu elektrowni. Ma konstrukcję ceglaną, ale to wystarczyło, żeby uchronić wartownika przed ostrzałem. Jego zadaniem była ochrona zabudowań szpitala pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Do środka można się było dostać przez właz znajdujący się w bezpiecznym miejscu za murem.
Na koniec ciekawostka. W obecnych granicach Warszawy są nie tylko pojedyncze, małe schrony. W Starej Miłosnej (jeszcze w granicach miasta), w pobliskim lesie, przy trasie lubelskiej znajdują się pozostałości żelbetowych schronów zbudowanych niedługo po zdobyciu stolicy przez Niemców w czasie II wojny światowej. Zostały wybudowane, ponieważ spodziewano się, że w niedługim czasie dojdzie do konfliktu ze Związkiem Radzieckim. Wchodziły one w skład tzw. Punktu Oporu Pohulanka. To dość duże stanowiska typu Regelbau 120a i Regelbau 514, a właściwie to co po nich zostało. Niedaleko można też odnaleźć stanowiska pochodzące z okresu I wojny światowej (stanowisko CKM, pozostałości schronów bojowych).